preloder

Roboty potrafią wszystko. Ale czy potrafimy żyć bez pracy?

Prev

Z braku rąk do pracy za kilka lat zacznie się w Polsce robotyzacja gospodarki. Pojawią się ludzie, którzy nie znajdą zatrudnienia, bo automaty będą od nich szybsze i tańsze. Z czasem dotknie to połowę, a może i nawet 80% populacji. Czy dochód gwarantowany stanie się wtedy lekarstwem na masową utratę życiowego celu?  

Bezrobocie spada. Nie jest i nie będzie zerowe, bo to praktycznie niemożliwe. Na każdym rynku jest grupa ludzi, którzy nie mogą lub nie lubią pracować. W istocie już od kilku lat mamy w Polsce deficyt rąk do pracy. Nasi ukraińscy sąsiedzi będą nas wspomagać, dopóki nie oswoją się z obecnym u nas zachodnim stylem pracy. Kiedy to się stanie, ruszą na Zachód. Nawet jeśli nie wszyscy, to przynajmniej połowa. I nasza gospodarka przyhamuje.

To nie jest scenariusz odległej przyszłości. To się wydarzy w ciągu kilku lat. I co wtedy? Wtedy się zacznie – przyspieszony proces automatyzacji pracy. Przedsiębiorcy w naszym kraju (tylko średni i duzi) mają już 275 mld zł oszczędności na niskooprocentowanych kontach. Do niedawna traktowali je jako strategiczna rezerwę na wypadek kolejnej fali kryzysu. Teraz boją się także niepewności regulacyjnej. Nie inwestują, chociaż ich majątek wytwórczy jest wykorzystany w ponad 90%. Ale co będzie za te kilka lat? Jak już przestaną przyjeżdżać kolejni Ukraińcy? I jak tempo wzrostu płac zbliży się lub wyprzedzi wzrost wydajności?

Przedsiębiorcy w Polsce, śladem wielu kolegów za granicą, zaczną automatyzować produkcję i usługi. Zawsze tak było, że polski biznes wybierał rozwiązania najbardziej pragmatyczne. Dopóki mógł, konkurował niskimi kosztami pracy. Skoro klienci kupowali niespecjalnie innowacyjne, ale tanie produkty, to po co się wysilać? Skoro wystarczało rąk do pracy, niepotrzebna była daleko idąca automatyzacja. Teraz to się zmieni. Zaczną duże zachodnie koncerny, o ile wcześniej nie uciekną do jeszcze tańszych krajów. A za nimi rodzime firmy.

I wszyscy będziemy musieli się zmierzyć z ledwie dziś zarysowanym w przestrzeni publicznej pytaniem, co z robić z ludźmi, których zastąpią coraz inteligentniejsze maszyny?

Z najróżniejszych badań wynika, że większość Polaków niespecjalnie lubi swoją pracę. Pracodawcy traktują nas paternalistycznie, a my w odpowiedzi nie czujemy się partnersko w naszych organizacjach. Można zatem przypuścić, iż nie zmartwi nas przymusowy brak pracy. Pod warunkiem, że ktoś zapewni nam dochód na poziomie pozwalającym godziwie spędzać wolny czas.

Idea dochodu gwarantowanego zadomowiła się już w światowej debacie o przyszłości pracy, a w Finlandii jest nawet testowana wśród 2 tys. losowo wybranych bezrobotnych. Podobny eksperyment wśród 4 tys. gospodarstw domowych prowadzi prowincja Ontario w Kanadzie. Jednak pomysł, by zapewnić wszystkim bez wyjątku obywatelom comiesięczną „pensję” od państwa jak na razie przyszedł do głowy tylko Szwajcarom. W ubiegłorocznym referendum przedstawili oni pomysł wypłacania wszystkim dorosłym obywatelom specjalnego świadczenia po 2,5 tys. franków miesięcznie. Dzieci do 18. roku życia miałyby dostawać po 625 franków. Jednocześnie przewidziano likwidację wszystkich świadczeń społecznych i innych wydatków. Miało to kosztować 208 mld franków rocznie.

Jak odnieśli się do tej budzącej u nas zazdrość idei Szwajcarzy? Trzy czwarte z nich powiedziało nie!, chociaż po likwidacji socjalu w corocznym budżecie federacji brakowałoby na jego realizację zaledwie 25 mld. franków, co w tym zamożnym kraju nie jest sumą dużą. W przedreferendalnej dyskusji przeciwnicy tego pomysłu podnosili głównie argument, że będzie on zniechęcał do pracy i podnoszenia kwalifikacji osoby o najniższych dochodach.

I to jest clou problemu. Ekonomiści i politycy prawdopodobnie prędzej czy później znajdą odpowiedź na pytanie, skąd wziąć pieniądze na wypłatę gwarantowanego dochodu wszystkim (docelowo 50-80% zdolnych do pracy) niepracującym. Ale wręcz rewolucji społecznej wymagać będzie zaproponowanie im sensownego celu w życiu, zorganizowanie nadmiaru czasu wolnego, a przede wszystkim pozbawienie degenerującej świadomości, że są nieproduktywną (gorszą) częścią społeczeństwa.

Ta kwestia to jest teraz największe wyzwanie ludzkości. Prawdopodobnie największe od czasu, kiedy zaczęliśmy chodzić na dwóch nogach. Niestety, jak na razie brakuje poważnej refleksji, jak ma sobie radzić ludzkość bez pracy. Optymiści uważają, że zaczniemy być wtedy bardziej kreatywni, zajmiemy się kulturą, nauką, eksploracją kosmosu, że będzie to epoka powszechnej szczęśliwości. Jeśli ma tak być, już teraz musimy się zacząć uczyć żyć na nowo. Przezwyciężyć miliony lat ewolucji utwierdzającej nas dotąd w przekonaniu, że naszym celem w życiu jest walka o przysłowiowe pożywienie, a udział w kulturze czy zaspakajanie ciekawości to tylko sposób spędzania czasu wolnego.

Nie wiem, czy taka totalna rewolucja jest możliwa. Ale jeśli ma się dokonać, to już dziś trzeba ją przemyśleć i zacząć.

© Zbigniew Gajewski

Posted on 20 lipca 2017